wtorek, 24 września 2013

Czarny Wdowiec z Browaru Piwoteka

Czarny Wdowiec
Styl: american dry stout
Producent: Browar Piwoteka
Ekstrakt 12,5%, alk. 4,9% obj.
Cena: 8zł małe /10zł duże (Piwoteka Narodowa)
Skład: woda; słody: pale ale, pilzneński, monachijski, Biscuit, Carared, palony, czekoladowy, pszeniczny czekoladowy, palony jęczmień; chmiele: Target, Chinook, Simcoe; drożdże: Danstar Nottingham, ekstrakt chmielowy.
Goryczka: 97 IBU

Premiera drugiego piwa z Browaru Piwoteka była już zapowiadana dość długo. Najpierw teasowali ciemność (czarne zdjęcie w tle) - akurat to w przypadku głównego piwowara, czyli Marcina Chmielarza z portery.pl, nie powinno dziwić :) Później poszły amerykańskie chmiele (na zdjęciu Simcoe i Chinook) i trochę zasypu (słód jęczmienny palony i czekoladowy, palony jęczmień, słód pszeniczny czekoladowy). Było również making of etykiety, zgadywanie nazwy i gotowe etykiety.

Kilka dni później komunikat prawie jak z telezakupów Mango - zamów już teraz, bo zaraz nie będzie. Ale odporny na zagrywki z zakresu marketingu sprzedaży stwierdziłem, że przecież im się nie skończy od razu w sklepie.

Nooooo, to się przeliczyłem. Wdowiec w wersji butelkowej ze sklepu wyszedł po 5 dniach od premiery. Na szczęście mieszka człowiek w Łodzi, to można chociaż skoczyć na lane do Piwoteki Narodowej.

Z założenia Czarny Wdowiec jest dry stoutem mocno chmielonym amerykańskim chmielem. Czyli tym razem Łódź rzuca rękawicę w wyścigu o najwyższą goryczkę w Polsce. Może być ciekawie, bo palone słody i jęczmień oraz wytrawny charakter pewnie jeszcze podbiją odczucie z samego chmielu. Zakładane było ponad 100 IBU (nawet w granicach 120), ale dociągnięto ponoć tylko do poziomu 97. Ojcowie posypują głowę popiołem (tutaj niewykluczone, że dosłownie) i obiecują, że następnym razem jeszcze bardziej dopełnią czarę goryczą.

Wypada też napisać słowo o samej etykiecie: projekt moim zdaniem świetny, wyborny szkic, kolorystyka zdecydowanie lepsza niż przy Miedzianej Dziewicy. Pomysł ośmio-kończynowego wiktoriańskiego dżentelmena jako nawiązanie do zabójczego pająka kupuję bez uwag. Kontretykieta ponoć już jest (Dziewica miała wszystko z przodu), ale na żywo nie widziałem, więc ciężko mi powiedzieć czy jest ok czy nie. O skład musiałem bezpośrednio dopytać browar, ale miłe, że na FB odpisują ;)


Nalany Czarny Wdowiec prezentuje się równie elegancko jak jegomość na etykiecie. Piwo jest czarne i prawie nieprzejrzyste, chociaż pod światło brunatne refleksy widać. Dość drobna piana w kolorze kawy z mlekiem trzyma się poprawnie. Nie posiada natomiast ani jednej pary odnóży lub cylindra.

W zapachu subtelnie i nienachalnie - ciemna czekolada, kawa, odrobina paloności. Gdzieś tam we mgle majaczą cytrusowo-ziołowe nuty chmielu zza wielkiej wody.

I tutaj koniec subtelności. Po pierwszym łyku goryczka wręcz powala. Jest jak kombos wyprowadzony z wszystkich 8 kończyn Wdowca, poprawiony eleganckim strzałem z laseczki i odgachem z cygara. W sumie, jak dla mnie bomba! :D Oprócz żywiczno-ściągającej goryczki, po chwilowym ogrzaniu dochodzi jeszcze gorzka czekolada (tak na oko 95% kakao) i popiół. Piwo jest zdecydowanie wytrawne, co jeszcze potęguje wrażenia z picia, bo nie ma tu nic, co mogło by nam tą oszałamiającą gorycz osłodzić. Zdecydowany plus, że mimo pierwszego odczucia goryczka nie jest tępa (chociaż jest długo zalegająca), a pomimo wyraźnej paloności, nie sprawia wrażenia jak byśmy wylizywali popielniczkę. Przy tak intensywnych doznaniach, nie da się wypić dwóch 0,5l z rzędu (tzn. pewnie można, ale lepiej zrobić chwilę przerwy na coś innego). Żeby nie było, że to jest tylko przegięty eksperyment - jest to ogólnie bardzo smaczny stout.

Ocena: 4,25/5

Nie oszukujmy się, Czarny Wdowiec to nie piwo dla każdego. Wrażenia, których dostarcza są mocno ekstremalne. To piwo jest czarne jak najgłębsze czeluście rozpaczy i gorzkie jak wasza najgorsza w życiu porażka. Spróbujcie dać do spróbowania komuś, kto twierdzi, że Atak Chmielu albo Rowing Jack jest za gorzki - mina delikwenta będzie bezcenna.

Po dość zachowawczej Miedzianej Dziewicy, Browar Piwoteka pokazał, że potrafi pojechać po bandzie i uwarzyć coś na prawdę wyjątkowego, a jednocześnie smacznego. Zapewniam Was, że wrażenia są nieporównywalne z żadnym piwem jakie do tej pory piłem - goryczka z Wdowca zjada Sharka na śniadanie. Zdecydowanie polecam spróbować, ale ostrzegam, it's not for pussies ;)

wtorek, 10 września 2013

Easy Rider z browaru Nomad

Easy Rider
Piwo w stylu american pale ale, górnej fermentacji, niefiltrowane, chmielone na zimno
Producent: browar Nomad
Ekstrakt 12%, alk. 4,8% obj.
Cena: około 10,70zł (+0,50zł kaucja) (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody: pilzneński, monachijski i karmelowy; chmiele: Chinook, Willamette, Cascade, drożdże

Dzisiaj na warsztacie jedno z sztandarowych piw od latającego piwowara. O Easy Riderze nasłuchałem się już dość dużo dobrego, ale były też kiepskie opinie o zepsutym piwie przed końcem przydatności. Najwyraźniej nie tylko nasze browary rzemieślnicze mają problemy z utrzymaniem wysokiej formy we wszystkich warkach. Mnie ostatnio nowa warka AK-47 z Nomada wyjechała w 1/3 z butelki robiąc niezły bałagan w kuchni. Ale nie o tym miało być ;)

Z zewnątrz jest poprawnie, ale szału nie ma, czyli w sumie jak na większości nomadzkich butelek. Etykieta poprawna, nawiązująca do amerykańskiego charakteru piwa. A co może być bardziej amerykańskiego od red, white and blue plus gwiazdki? ;) Swoją drogą bez gwiazdek to również kolory flagi czeskiej. Nazwa też całkiem spoko, zapowiada, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Piwo opisane nieźle, szkoda że nie podają składu chmieli (jest tylko info, że używają mieszanki amerykańskich). Informacja ta jest natomiast podana na stronie browaru. Jako ciekawostka: na RateBier podane są też inne chmiele, których tutaj nie ma w składzie - czeski Premiant i amerykański Glacier. Nie wiem czy to kwestia zmiany w recepturze, czy źle podany skład, ale zakładam, że to pierwsze.


Po wyjęciu z lodówki, zanim odbezpieczyłem zauważyłem jeszcze na dnie dość niepokojący osad. Dość dziwne, bo piwo miało jeszcze ze dwa miesiące przydatności. Odstawiłem na chwilę, żeby się lekko ogrzało i farfocle usiadły na dnie butelki. I jazda!

Po wjechaniu do szklanki (niestety z częścią farfocli, czy jak kto woli fafrunów), ukazuje nam się średnia piana, dość szybko opadająca do małego kożuszka. W kolorze pomarańczowe, lekko opalizujące, widać trochę zieleniny z chmielenia na zimno i niestety trochę osadu (ale ten grzecznie opada na dno).

Zapach przesadnie nie powala, czuć odrobinkę cytrusów, ale jest też niepokojąca kwaśna nuta i odrobinę diacetylu. Ale jak na APA i to dość świeżą wersję (na tyle świeże na ile może być piwo jadące z Czech) to zapachem jestem zdecydowanie rozczarowany.

Po pierwszym łyku na szczęście nie wyczułem żeby było zepsute. W smaku piwo jest dość lekkie idące w stronę lekko wodnistego, chociaż lekka karmelowość też jest. Goryczka wyczuwalna, przyjemne połączenie ziołowości i cierpkości grapefruita. Ale jak wszystko w Easy Riderze, na kolana nie powala. Bardzo dobra jest za to pijalność, piwo można opróżniać duszkiem. Tylko trochę szkoda to robić ;) Na koniec wychodzi z niego nieco kwaśności i znowu nie wiem czy tak miało być, czy nie. Ale nie przeszkadza to jakoś dramatycznie w piciu.

Ocena: 3/5

Easy Rider, jak nazwa dobitnie wskazuje, to piwo bardzo łatwe w odbiorze. Pije się je dość szybko, jest fajnie, ale jeżeli spodziewacie się jakiś zniewalających wrażeń, to zdecydowanie nie tutaj. A szkoda, bo za tą kasę można znaleźć już coś ciekawszego na półkach. Nawet coś z Nomada, zdecydowanie bardziej polecam AK-47 - na czeskim chmielu, a zaskakująco o wiele ciekawsze.

I trochę martwi mnie też, czy znajdziecie piwo w dobrym stanie. Butelka w sklepie stała w lodówce, a kupiłem zaraz po dostawie. W domu stał ze dwa dni w temperaturze pokojowej i też poszedł siedzieć do lodówki. A jednak jakiś dziwny osad tam pływał i trochę zalatywało kwasiurem.

Podobnie było z wypitym wcześniej AK-47. Zepsuty nie był, bo smakował i pachniał tak samo jak ten, który recenzowałem wcześniej, ale był tak przegazowany, że prawie mi wybił dziurę w suficie i dostałem objętość 0,33l do wypicia (resztę z podłogi degustuje się średnio). Miało nie być o utrzymywaniu jakości przez rzemieślników, a mimochodem jakoś zeszło na ten temat.

Niemniej jednak jeżeli znajdziecie Easy Ridera z długim terminem, nie piliście jeszcze i macie akurat wolną dychę, to wypić można. Ale jego brak w lodówce po nocach budzić Was nie będzie.

poniedziałek, 9 września 2013

Karawana z Bombaju z Browaru Staromiejskiego Jan Olbracht

Karawana z Bombaju
Piwo w stylu specialty ale, górnej fermentacji
Producent: Browar Staromiejski Jan Olbracht
Ekstrakt 14%, alk. 5,5% obj.
Cena: około 6,35zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody: pilzneński, monachijski, melanoidynowy, cararoma®; chmiele: East Kent Goldings, Fuggles, przyprawy: świeże kłącze imbiru, drożdże Wyeast 3463 Forbidden Fruit
Receptura: Marcin Ostajewski

Ostatnio do Piwosza na Łódzkiej Retkini dojechała Karawana z Bombaju. Co prawda zahaczyła jeszcze najpierw o Browar Staromiejski Jan Olbracht w Toruniu, ale jeżeli jechali aż z Bombaju, to te parę kilometrów nie robi różnicy.

Po raz kolejny Olbracht zabrał się za warzenie w oparciu o recepturę piwowara domowego, tym razem znanego również z browaru Olimp Marcina Ostajewskiego. Pierwsza warka Prometeusza niestety była mocno wadliwa, co nie nastraja mnie przesadnie optymistycznie. Ale Dymy Olbrachta, do których również podobno przyłożył swoją rękę były już całkiem udane, dajmy więc piwu szansę. Z założenia piwo jest wzorowane na belgijskich specialty ale, tutaj solidnie doprawione świeżym imbirem. Zasadniczo przeciwko imbirowi nie mam nic przeciwko, często w różnych daniach używam. A grzane piwo z imbirem, miodem i malinami jest pierwszą rzeczą, którą posiłkuję się w przypadku przeziębienia (można też herbatą z wymienionymi składnikami, tylko po co ;)).

Nazwa fajna, oddaje orientalny charakter trunku. Etykieta całkiem spoko, olbrachtowa, grafika karawany trochę niewyraźna. Ale browar króla Jana pod tym względem trzyma poziom. Miło, że przyjęli jedną konwencję i trzymają się jej. Oprócz tego, wszystko elegancko opisane, jest nawet temperatura serwowania.


I teraz WAŻNA INFORMACJA: bezwzględnie, ale to absolutnie koniecznie trzymajcie się temperatury serwowania! Ja otworzyłem i przelałem dość schłodzone. Powąchałem... i poczułem się jak by mi ktoś kilkukilogramową torbą zleżałego imbiru przyp... z rozpędu w brzuch - aż mnie zemdliło. Tak wiem, mój błąd, dlatego grzecznie odstawiłem na chwilę żeby się ogrzało. Z wyglądu piwo jest dość ciemne jak na ale, można powiedzieć brunatne. Piana trzyma się nieźle, ale redukuje się praktycznie do zera.

Po odstawieniu na dłuży moment (ogrzało się prawie do pokojowej temperatury) wcale nie było lepiej - imbir jest przeraźliwie wyraźny. I niestety nie jest to świeżo starta wersja, ale mam wrażenie że lekko zwietrzały (przypomina trochę wersję marynowaną do sushi, ale nie do końca). Podejrzewam, że nie uniknie się tego efektu jeżeli dodaje się go do piwa przy produkcji. Czuć tam może gdzieś subtelne nuty ale'a, ale całą finezję tego piwa zabija nachalna przyprawa.

Smakuje podobnie jak pachnie, jest zapychające i mdlące. Goryczki praktycznie nie ma, cała ziołowość jak dla mnie pochodzi z imbiru. Z resztą sam browar chwali się, że piwo ma niezauważalną goryczkę - potwierdzam, nie zauważyłem. Poza tym nie trudno jej się ukryć, bo imbir jest niesamowicie krzykliwy i niezbalansowany. Kolejne łyki brałem z wielkim poświęceniem, po 2/3 butelki stwierdziłem jednak "za jakie grzechy" i darowałem sobie.

Ocena: 2,5/5

Nie mówię, że jest to piwo złe czy wadliwe, może jest nawet ciekawe, ale Karawana przyjechała totalnie nie z mojej bajki. Uprzedzam, nie lubię pierników, wszelkie mocno słodkie korzenne wynalazki też się w moim przypadku nie sprawdzają. Nie jest to piwo subtelne, ale pewnie i o to chodziło. Jeżeli potraficie zjeść na raz słoik imbiru do sushi, albo kroicie go świeżego na kanapki z dżemem to jest to zdecydowanie piwo dla Was. Ja zostanę przy IPAch srIPAch ;)

Mnie niestety została jeszcze jedna butelka i zastanawiam się co mam z nią zrobić. Oddam darmo, ale jak coś to ostrzegałem.

 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog