Czarny Wdowiec
Styl: american dry stout
Producent: Browar Piwoteka
Ekstrakt 12,5%, alk. 4,9% obj.
Cena: 8zł małe /10zł duże (Piwoteka Narodowa)
Skład: woda; słody: pale ale, pilzneński, monachijski, Biscuit, Carared, palony, czekoladowy, pszeniczny czekoladowy, palony jęczmień; chmiele: Target, Chinook, Simcoe; drożdże: Danstar Nottingham, ekstrakt chmielowy.
Goryczka: 97 IBU
Premiera drugiego piwa z Browaru Piwoteka była już zapowiadana dość długo. Najpierw teasowali ciemność (czarne zdjęcie w tle) - akurat to w przypadku głównego piwowara, czyli Marcina Chmielarza z portery.pl, nie powinno dziwić :) Później poszły amerykańskie chmiele (na zdjęciu Simcoe i Chinook) i trochę zasypu (słód jęczmienny palony i czekoladowy, palony jęczmień, słód pszeniczny czekoladowy). Było również making of etykiety, zgadywanie nazwy i gotowe etykiety.
Kilka dni później komunikat prawie jak z telezakupów Mango - zamów już teraz, bo zaraz nie będzie. Ale odporny na zagrywki z zakresu marketingu sprzedaży stwierdziłem, że przecież im się nie skończy od razu w sklepie.
Nooooo, to się przeliczyłem. Wdowiec w wersji butelkowej ze sklepu wyszedł po 5 dniach od premiery. Na szczęście mieszka człowiek w Łodzi, to można chociaż skoczyć na lane do Piwoteki Narodowej.
Z założenia Czarny Wdowiec jest dry stoutem mocno chmielonym amerykańskim chmielem. Czyli tym razem Łódź rzuca rękawicę w wyścigu o najwyższą goryczkę w Polsce. Może być ciekawie, bo palone słody i jęczmień oraz wytrawny charakter pewnie jeszcze podbiją odczucie z samego chmielu. Zakładane było ponad 100 IBU (nawet w granicach 120), ale dociągnięto ponoć tylko do poziomu 97. Ojcowie posypują głowę popiołem (tutaj niewykluczone, że dosłownie) i obiecują, że następnym razem jeszcze bardziej dopełnią czarę goryczą.
Wypada też napisać słowo o samej etykiecie: projekt moim zdaniem świetny, wyborny szkic, kolorystyka zdecydowanie lepsza niż przy Miedzianej Dziewicy. Pomysł ośmio-kończynowego wiktoriańskiego dżentelmena jako nawiązanie do zabójczego pająka kupuję bez uwag. Kontretykieta ponoć już jest (Dziewica miała wszystko z przodu), ale na żywo nie widziałem, więc ciężko mi powiedzieć czy jest ok czy nie. O skład musiałem bezpośrednio dopytać browar, ale miłe, że na FB odpisują ;)
Styl: american dry stout
Producent: Browar Piwoteka
Ekstrakt 12,5%, alk. 4,9% obj.
Cena: 8zł małe /10zł duże (Piwoteka Narodowa)
Skład: woda; słody: pale ale, pilzneński, monachijski, Biscuit, Carared, palony, czekoladowy, pszeniczny czekoladowy, palony jęczmień; chmiele: Target, Chinook, Simcoe; drożdże: Danstar Nottingham, ekstrakt chmielowy.
Goryczka: 97 IBU
Premiera drugiego piwa z Browaru Piwoteka była już zapowiadana dość długo. Najpierw teasowali ciemność (czarne zdjęcie w tle) - akurat to w przypadku głównego piwowara, czyli Marcina Chmielarza z portery.pl, nie powinno dziwić :) Później poszły amerykańskie chmiele (na zdjęciu Simcoe i Chinook) i trochę zasypu (słód jęczmienny palony i czekoladowy, palony jęczmień, słód pszeniczny czekoladowy). Było również making of etykiety, zgadywanie nazwy i gotowe etykiety.
Kilka dni później komunikat prawie jak z telezakupów Mango - zamów już teraz, bo zaraz nie będzie. Ale odporny na zagrywki z zakresu marketingu sprzedaży stwierdziłem, że przecież im się nie skończy od razu w sklepie.
Nooooo, to się przeliczyłem. Wdowiec w wersji butelkowej ze sklepu wyszedł po 5 dniach od premiery. Na szczęście mieszka człowiek w Łodzi, to można chociaż skoczyć na lane do Piwoteki Narodowej.
Z założenia Czarny Wdowiec jest dry stoutem mocno chmielonym amerykańskim chmielem. Czyli tym razem Łódź rzuca rękawicę w wyścigu o najwyższą goryczkę w Polsce. Może być ciekawie, bo palone słody i jęczmień oraz wytrawny charakter pewnie jeszcze podbiją odczucie z samego chmielu. Zakładane było ponad 100 IBU (nawet w granicach 120), ale dociągnięto ponoć tylko do poziomu 97. Ojcowie posypują głowę popiołem (tutaj niewykluczone, że dosłownie) i obiecują, że następnym razem jeszcze bardziej dopełnią czarę goryczą.
Wypada też napisać słowo o samej etykiecie: projekt moim zdaniem świetny, wyborny szkic, kolorystyka zdecydowanie lepsza niż przy Miedzianej Dziewicy. Pomysł ośmio-kończynowego wiktoriańskiego dżentelmena jako nawiązanie do zabójczego pająka kupuję bez uwag. Kontretykieta ponoć już jest (Dziewica miała wszystko z przodu), ale na żywo nie widziałem, więc ciężko mi powiedzieć czy jest ok czy nie. O skład musiałem bezpośrednio dopytać browar, ale miłe, że na FB odpisują ;)
Nalany Czarny Wdowiec prezentuje się równie elegancko jak jegomość na etykiecie. Piwo jest czarne i prawie nieprzejrzyste, chociaż pod światło brunatne refleksy widać. Dość drobna piana w kolorze kawy z mlekiem trzyma się poprawnie. Nie posiada natomiast ani jednej pary odnóży lub cylindra.
W zapachu subtelnie i nienachalnie - ciemna czekolada, kawa, odrobina paloności. Gdzieś tam we mgle majaczą cytrusowo-ziołowe nuty chmielu zza wielkiej wody.
I tutaj koniec subtelności. Po pierwszym łyku goryczka wręcz powala. Jest jak kombos wyprowadzony z wszystkich 8 kończyn Wdowca, poprawiony eleganckim strzałem z laseczki i odgachem z cygara. W sumie, jak dla mnie bomba! :D Oprócz żywiczno-ściągającej goryczki, po chwilowym ogrzaniu dochodzi jeszcze gorzka czekolada (tak na oko 95% kakao) i popiół. Piwo jest zdecydowanie wytrawne, co jeszcze potęguje wrażenia z picia, bo nie ma tu nic, co mogło by nam tą oszałamiającą gorycz osłodzić. Zdecydowany plus, że mimo pierwszego odczucia goryczka nie jest tępa (chociaż jest długo zalegająca), a pomimo wyraźnej paloności, nie sprawia wrażenia jak byśmy wylizywali popielniczkę. Przy tak intensywnych doznaniach, nie da się wypić dwóch 0,5l z rzędu (tzn. pewnie można, ale lepiej zrobić chwilę przerwy na coś innego). Żeby nie było, że to jest tylko przegięty eksperyment - jest to ogólnie bardzo smaczny stout.
Ocena: 4,25/5
Nie oszukujmy się, Czarny Wdowiec to nie piwo dla każdego. Wrażenia, których dostarcza są mocno ekstremalne. To piwo jest czarne jak najgłębsze czeluście rozpaczy i gorzkie jak wasza najgorsza w życiu porażka. Spróbujcie dać do spróbowania komuś, kto twierdzi, że Atak Chmielu albo Rowing Jack jest za gorzki - mina delikwenta będzie bezcenna.
Po dość zachowawczej Miedzianej Dziewicy, Browar Piwoteka pokazał, że potrafi pojechać po bandzie i uwarzyć coś na prawdę wyjątkowego, a jednocześnie smacznego. Zapewniam Was, że wrażenia są nieporównywalne z żadnym piwem jakie do tej pory piłem - goryczka z Wdowca zjada Sharka na śniadanie. Zdecydowanie polecam spróbować, ale ostrzegam, it's not for pussies ;)