Karawana z Bombaju
Piwo w stylu specialty ale, górnej fermentacji
Producent: Browar Staromiejski Jan Olbracht
Ekstrakt 14%, alk. 5,5% obj.
Cena: około 6,35zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody: pilzneński, monachijski, melanoidynowy, cararoma®; chmiele: East Kent Goldings, Fuggles, przyprawy: świeże kłącze imbiru, drożdże Wyeast 3463 Forbidden Fruit
Receptura: Marcin Ostajewski
Ostatnio do Piwosza na Łódzkiej Retkini dojechała Karawana z Bombaju. Co prawda zahaczyła jeszcze najpierw o Browar Staromiejski Jan Olbracht w Toruniu, ale jeżeli jechali aż z Bombaju, to te parę kilometrów nie robi różnicy.
Po raz kolejny Olbracht zabrał się za warzenie w oparciu o recepturę piwowara domowego, tym razem znanego również z browaru Olimp Marcina Ostajewskiego. Pierwsza warka Prometeusza niestety była mocno wadliwa, co nie nastraja mnie przesadnie optymistycznie. Ale Dymy Olbrachta, do których również podobno przyłożył swoją rękę były już całkiem udane, dajmy więc piwu szansę. Z założenia piwo jest wzorowane na belgijskich specialty ale, tutaj solidnie doprawione świeżym imbirem. Zasadniczo przeciwko imbirowi nie mam nic przeciwko, często w różnych daniach używam. A grzane piwo z imbirem, miodem i malinami jest pierwszą rzeczą, którą posiłkuję się w przypadku przeziębienia (można też herbatą z wymienionymi składnikami, tylko po co ;)).
Nazwa fajna, oddaje orientalny charakter trunku. Etykieta całkiem spoko, olbrachtowa, grafika karawany trochę niewyraźna. Ale browar króla Jana pod tym względem trzyma poziom. Miło, że przyjęli jedną konwencję i trzymają się jej. Oprócz tego, wszystko elegancko opisane, jest nawet temperatura serwowania.
I teraz WAŻNA INFORMACJA: bezwzględnie, ale to absolutnie koniecznie trzymajcie się temperatury serwowania! Ja otworzyłem i przelałem dość schłodzone. Powąchałem... i poczułem się jak by mi ktoś kilkukilogramową torbą zleżałego imbiru przyp... z rozpędu w brzuch - aż mnie zemdliło. Tak wiem, mój błąd, dlatego grzecznie odstawiłem na chwilę żeby się ogrzało. Z wyglądu piwo jest dość ciemne jak na ale, można powiedzieć brunatne. Piana trzyma się nieźle, ale redukuje się praktycznie do zera.
Po odstawieniu na dłuży moment (ogrzało się prawie do pokojowej temperatury) wcale nie było lepiej - imbir jest przeraźliwie wyraźny. I niestety nie jest to świeżo starta wersja, ale mam wrażenie że lekko zwietrzały (przypomina trochę wersję marynowaną do sushi, ale nie do końca). Podejrzewam, że nie uniknie się tego efektu jeżeli dodaje się go do piwa przy produkcji. Czuć tam może gdzieś subtelne nuty ale'a, ale całą finezję tego piwa zabija nachalna przyprawa.
Smakuje podobnie jak pachnie, jest zapychające i mdlące. Goryczki praktycznie nie ma, cała ziołowość jak dla mnie pochodzi z imbiru. Z resztą sam browar chwali się, że piwo ma niezauważalną goryczkę - potwierdzam, nie zauważyłem. Poza tym nie trudno jej się ukryć, bo imbir jest niesamowicie krzykliwy i niezbalansowany. Kolejne łyki brałem z wielkim poświęceniem, po 2/3 butelki stwierdziłem jednak "za jakie grzechy" i darowałem sobie.
Ocena: 2,5/5
Nie mówię, że jest to piwo złe czy wadliwe, może jest nawet ciekawe, ale Karawana przyjechała totalnie nie z mojej bajki. Uprzedzam, nie lubię pierników, wszelkie mocno słodkie korzenne wynalazki też się w moim przypadku nie sprawdzają. Nie jest to piwo subtelne, ale pewnie i o to chodziło. Jeżeli potraficie zjeść na raz słoik imbiru do sushi, albo kroicie go świeżego na kanapki z dżemem to jest to zdecydowanie piwo dla Was. Ja zostanę przy IPAch srIPAch ;)
Mnie niestety została jeszcze jedna butelka i zastanawiam się co mam z nią zrobić. Oddam darmo, ale jak coś to ostrzegałem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz