piątek, 28 marca 2014

Podróże Kormorana Coffee Stout z Browaru Kormoran

Podróże Kormorana Coffee Stout
Piwo w stylu coffee stout, górnej fermentacji, niefiltrowane, pasteryzowane
Producent: Browar Kormoran
Ekstrakt 14,5%, alk. 4,8% obj.
Cena: 6,89 zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słód jęczmienny jasny i ciemny, słód żytni, płatki owsiane, słód pszeniczny, kawa, chmiel, drożdże.

Na nową Podróż Kormorana przyszło nam czekać dłuuuuuugo - od lipca zeszłego roku, kiedy wyszedł Witbier. To nie znaczy, że siedzieliśmy cały czas w miejscu. Przez ostatnie miesiące jeździliśmy z Kormoranem głównie do Ameryki, rzadziej do Belgii. Te kierunki mamy jednak już bardzo dobrze rozpracowane, niektóre wycieczki (zwane też warkami) były ciekawsze, niektóre słabsze, ale ogólnie do tej pory możemy polecić Kormorana jako solidne biuro podróży. Tym razem, jak i miliony Polaków przed nami, jedziemy na Wyspy.


































Gęstość Coffee Stoutu widać już przy nalewaniu. Piana tworzy się niezbyt obfita, za to trzyma się dobrze. Widać też, że wysycenie jest niewielkie, bardzo odpowiednie dla stylu. Pachnie niesamowicie kawowo, aromat dopełnia również lekka paloność. Gdyby nalać je bez piany w filiżankę i dać komuś do powąchania, obstawiam, że większość zapytałaby, czemu dostała to espresso zimne.

Prawdziwa bomba czeka nas jednak z pierwszym łykiem. Oleiste, gładkie, wybornie kawowe. Nie jest aż tak wytrawne jak słyszałem, chyba, że ktoś faktycznie kawę słodzi wazówką cukru. Delikatna słodycz kontruje stoutową paloność i nadaje świetny balans temu piwu. Niskie wysycenie wzmaga jeszcze wrażenie aksamitności, a piwo jest przez nie świetnie pijalne. Gdyby nie to, że chciałem jeszcze tego wieczoru spróbować Hadesa, to spokojnie otworzyłbym drugie.

Ocena: 5/5

Nie mam uwag! Kormoran pokazał, że nie trzeba koniecznie pakować do kotła amerykańskiego chmielu, żeby zrobić świetne piwo. Podróże Kormorana Coffee Stout jest odważne, bezkompromisowe, gęste jak smoła, w moim odczuciu absolutnie rewelacyjne. A przy jego dostępności i cenie obstawiam, że będzie obecnie najczęściej powracającym do mojego szkła niewędzonym stoutem. Smokey Joe (zwłaszcza w wersji "Palony Kabel w Piwie") może więc na razie spać spokojnie, ale Dobry Wieczór i Ortodox pójdą na pewno na jakiś czas w odstawkę.

Acha, tak jeszcze słowem podsumowania - na co dzień nie pijam kawy w ogóle, bo za nią nie przepadam ;) Więc tak, aż tak dobre jest to piwo!

Birbant Citra IPA

Piwo w stylu American India Pale Ale, single hop, górnej fermentacji, pasteryzowane (w butelce, kegi niepasteryzowane), niefiltrowane.
Producent: Birbant S.C.
Ekstrakt 14,2%, alk. 5,9% obj., IBU 62
Cena: 6,55 zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słody: jęczmienny i pszeniczny; kaszka kukurydziana, chmiel Citra®; drożdże US-05

Poprzednie piwo od Jarka Sosnowskiego i Krzyśka Kuli, czyli Birbant American Brown Ale, jakoś przesadnie mnie nie zachwyciło. Goryczka była zbyt wysoka jak na ciało piwa i piło się je pod koniec dość ciężko. Tym razem panowie wzięli na warsztat coś co bardzo dobrze znają - Citra IPA to w zasadzie Dr. Citra z Hausta, przebrany tym razem w babską perukę ;) A biorąc pod uwagę bardzo dobre opinie o Doktorze z Hausta (nie mylić z Doktorem Brwią) można być o końcowy wynik w miarę spokojnym.

Etykiety Birbanta średnio do mnie trafiają - projekt to nazwa piwa zamiast oczu i dookoła tego odpowiedni dla nazwy dobór owłosienia. W przypadku Citra IPA dochodzi jeszcze kolczyk z cytryny. Kontra przyzwoicie opisana, ale jakoś całość niespecjalnie mnie przekonuje. Ciekaw jestem, kiedy się im skończą modele uczesania do kolejnych piw. Bazowo-żółty (!) kolor pod "fryzurą" jest natomiast fatalny, wygląda jakby etykietę drukowali na atramentówce.


Piana przyzwoita, jednak szybko się dziurawi i opada do cienkiej warstwy. Wstydu nie ma, ale mogliby pszenicznego na pianę sypnąć trochę więcej. Zapach cytrusów czuć już po odkapslowaniu butelki - Citra to jednak bardzo wdzięczny chmiel do single hopa, jeżeli użyć go prawidłowo. Lekka słodkość w stylu Rowing Jacka i świetna cytrusowa goryczka. Pomimo mocy, jest dość krótka i nie zalega. Wysycenie odrobinę za wysokie, ale nie będę się czepiać szczegółów.

Ocena: 4,25/5

Do samego piwa nie mogę się w zasadzie przyczepić (mogę za to do paskudnej etykiety). Można narzekać na pianę, aromat zawsze mógłby być jeszcze bardziej cytrusowy, ale ogólnie to na prawdę smaczne piwo! Kupiłem dwie butelki i obydwu już nie mam. Dzisiaj wracając do domu na pewno nie omieszkam zaopatrzyć się w kolejne dwie, tak na zapas. A na Łódzkim Festiwalu Piwa chętnie spróbuję wersji niepasteryzowanej dla porównania. Brawo Birbanci, oby więcej takich piw!

środa, 26 marca 2014

Bojan Kokosowe z Browaru Bojanowo

Bojan Kokosowe
Piwo w stylu lager smakowy, dolnej fermentacji
Producent: Browar Bojanowo (Browary Regionalne Jakubiak)
Ekstrakt 14%, alk. 5% obj.
Cena: 4,80 zł + 0,50zł (Piwne Rozmaitości, Łódź)
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel syrop glukozowy (też nie znam takiego chmielu ;) ), aromat kokosowy i drożdże dolnej fermentacji (chociaż o nich nie wspominają).

Już od jakiegoś czasu na rynku mamy dostępne trzy piwa z Browaru Bojanowo, wchodzącego w skład grupy Browarów Regionalnych Jakubiak. Piwa, które do tej pory z Bojanowa wyjechały, są moim skromnym zdaniem średnie: Bojan Wielkopolskie to kolejne jasne pełne, Bojan Toporek to co prawda jeden z lepszych mocnych lagerów na rynku, ale też nic odkrywczego. Odkrywcze miało być Bojan Black IPA - pierwsza warka nie była black, druga była niezła, lecz mocno ustępująca swojej czarno-cytrusowej konkurencji. A ostatnią zakupioną butelkę puściłem w kanał, bo czosnkowo-brokułowy aromat aż gryzł w oczy. Także o ile będę miał wybór, to szybko nie powrócę do poprzednich trzech wypustów z Bojanowa. A patrząc na zapowiedzianego przez Lwówek Jankesa, trzymającego w miarę równy poziom Lwówka Belga i świetnego Grand Prix, wybór w obrębie BRJ będzie solidny.



Do Bojana kokosowego podszedłem więc wysoce sceptycznie, podobnie jak mój papug. On co prawda nabrał większego entuzjazmu po tym jak się dowiedział, że miska degustacyjna z kokosa po konsumpcji przejdzie na jego prywatny użytek. Ja wziąłem Bojana głównie z ciekawości - kokosa lubię, piwo lubię, ciekawe jak połączenie.

Wizualnie Bojany prezentują się mizernie. Najlepiej ponownie wypada w zestawieniu Bojan Toporek, z uwagi na strażacką stylistykę. Natomiast Bojan Kokosowe przypomina mi trochę biedną wersję Pacyfica z Artezana. Plus za unikalny kapsel, ale ten również nie powala. Całość to przeciętne rzemiosło przeciętnego grafika. A copywriter, jak widać w składzie (chmiel syrop glukozowy), gubi przecinki. Jeżeli już taki dyletant w dziedzinie ortografii jak ja to zauważa, to dobrze nie jest ;)


Piana w kokosie formuje się przyzwoita, głównie ze względu na porowatość "szkła" degustacyjnego. Bojan Kokosowe pachnie, tutaj zaskoczenia nie ma, kokosem. Jest on zdecydowanie dominujący, w tle lekka słodowość, żadnych zaskakujących akcentów tutaj się nie doszukacie. Smakuje dziwnie - z jednej strony kokos i lekka słodycz, z drugiej strony wyraźnie wyczuwalna goryczka. Nie jest to naturalnie 100 IBU, ale przyzwoity "ciechanowy" poziom, który dla potencjalnego miłośnika/miłośniczki kokosowych drinków z palemką może być zdecydowanie za wysoki.

Ocena: 2,5/5

Nie mogę powiedzieć, że jestem zawiedziony, bo i niczego dobrego po tym piwie się nie spodziewałem. Nie jest to na pewno z założenia piwo dla mnie. Trzeba natomiast przyznać, że w porównaniu z masą innych smakowo-ulepkowo-magnusowych potworków z browarów "regionalnych", Bojan Kokosowe wypada nieźle - dałem radę wypić dwie połówki kokosa. Obawiam się jednak, że dla miłośników kokosowych napitków, w których niewątpliwie browar chce celować (bo nie wiem dla kogo innego miałoby być to piwo) będzie ono za mało słodkie. Także mam wrażenie, że Bojan Kokosowe stoi mocno w rozkroku pomiędzy byciem zwykłym piwem i piwem smakowy. Jeżeli lubicie takie wynalazki to możecie spróbować, jeżeli nie, to spokojnie możecie go sobie odpuścić.

wtorek, 25 marca 2014

American IPA od Doctor Brew

American IPA
Piwo w stylu (tutaj nie ma zaskoczenia) american india pale ale, górnej fermentacji, niefiltrowane, niepasteryzowane.
Producent: Doctor Brew Sp. z o.o. (Browar Bartek)
Ekstrakt 16%, alk. 6,2% obj., IBU 90
Cena: 7,90 zł (Piwne Rozmaitości, Łódź)
Skład: woda, słody: pale ale, pszeniczny, karmelowy; chmiele Cascade, Galaxy, Magnum, Motueka, drożdże US-05.

Doktorzy ze Śląska kontratakują. Po udanym debiucie, czyli Sunny Ale, śpiący pod kadziami miłośnicy wschodów słońca, tym razem uraczyli nas swoją interpretacją tak uwielbianego w Polsce stylu, czyli american IPA. Czy zjeżdżenie 120 000 km w poszukiwaniu smaku prawdziwego życia nie poszło na marne?

Pisałem już, że w przeciwieństwie do niewyżytego copywritera, z pracy grafika (podobno dziewczyna jednego z Doktorów) mogą być bardzo zadowoleni. Logo jest fajne, opakowania są spójne i wyróżniają się na półce spośród zalewu kontraktowców. Wszystko elegancko opisane, nie ma się właściwie do czego przyczepić. Chociaż trochę za dobrze trzymają się etykiety, bo trzeba się mocno namęczyć, żeby ją usunąć z butelki, ale jeżeli ktoś nie warzy w domu to na pewno na plus, bo chociaż nie odpadną przed dotarciem do sklepu.


Zgodnie z zapowiedziami, wysycenie jest dość niewielkie. Piana jest drobno-pęcherzykowa, ale specjalnie dużo jej nie uświadczymy. Kolorystycznie to coś pomiędzy Atakiem Chmielu i Red IPA z Hausta - na etykiecie czerwony napis i takie jest też piwo.

W aromacie głównie dojrzałe tropikalne owoce i odrobina cytrusów, ale jak na mój gust jest ich za mało. Po chwili, gdy się już przyzwyczaimy do owoców, da się wyczuć czosnkowo-skarpetową nutę. Smak już na wstępie jest zdominowany przez bardzo mocną, grapefruitowo-pestkową goryczkę. O ile w Sunny Ale była jeszcze w miarę znośna, w American IPA jest przesadzona. Nie zrozumcie mnie źle, lubię ekstremalne doznania, ale tutaj jakoś w całości nie gra, piwo byłoby dużo lepsze gdyby było bardziej zbalansowane. Co prawda po kilku łykach i ogrzaniu do temperatury pokojowej jest lepiej, ale całość nadal męczy. Jeżeli pijecie powyżej 20 minut, końcówka jest już płaska i wygazowana.

Ocena: 3,75/5

Nie jest źle, ale szału też nie ma. Sunny Ale było lepsze, tam goryczka aż tak nie zalegała (chociaż też była dość solidna). A w American IPA pomimo większego ekstraktu i karmelowości, nic nie kontruje potężnego uderzenia - wali człowieka w łeb, jak worek niedojrzałych grapefruitów. Jeżeli Doktorzy stawiają w tym piwie na pijalność (co sugerowałoby niskie wysycenie), to powinni trochę przybastować z sypaniem chmielu na goryczkę. Zakładam, że czosnkowa skarpeta w aromacie też jest jednorazową wpadką.

Inną kwestią jest to, że większość "rzemieślników" rozpieszcza nas kolejnymi IPA i nie ma co ukrywać - w dupach nam się nieco poprzewracało. Półtora czy dwa lata temu pewnie zachwycalibyśmy się nim bez reszty, ale przy takiej ilości chmielonych po amerykańsku nowości, ciężko jest wypuścić coś wybitnego. Natomiast np. Grand Prix z Ciechana udowodniło, że się da ;) Czego i Doktorom życzę.

poniedziałek, 17 marca 2014

Czemu warto obchodzić Dzień Świętego Patryka?

Gdyby spojrzeć dzisiaj do internetu, to można odnieść wrażenie, że Irlandczycy zhakowali większość fanpage'y na FB. W końcu spece od social media muszą zapchać plan komunikacji dla klientów, a pod komercję z zachodu można łatwo się podłączyć. Tak, wiem, wszystkie napływające z zachodu mody, to zepsucie, Sodoma i Gomora. Ale z drugiej strony, w przeciwieństwie do innych Walentynek czy Halloweenów, może jednak warto Dzień Świętego Patryka obchodzić?

Zgodnie z kalendarzem kościoła katolickiego, co roku 17 marca obchodzimy wspomnienie św. Patryka. Patrona Irlandii, Nigerii, fryzjerów, bednarzy, kowali, górników, upadłych na duchu (niekoniecznie kraftu), inżynierów oraz za opiekuna zwierząt domowych. Czyli jeżeli jesteś zielony, opalony, lubisz Włochy, robisz beczki do leżakowania RISów, lubisz walić (w kowadło), grzebać w ziemi, Ducha Kraftu, studiowałeś na Polibudzie albo jesteś papugą, to jest to twój patron i powinieneś jego dzień uczcić. 

Nadal nie jesteś jeszcze przekonany czemu warto?

Bo to świetny dzień na promowanie picia stoutów

Niby mamy też 8 listopada (Międzynarodowy Dzień Stoutu), ale jednak wypić dobrego stouta warto częściej niż raz w roku. Znajomi twierdzą, że ciemne piwa są "fuuuuuuuuj", bo są "fuuuuuuuuj"? Dzisiaj jest znakomita okazja, żeby dać im stouta do spróbowania - przecież nie będziecie pić Ludwika ;)


Bo Polak potrafi zrozumieć historię Irlandii

Nas okupowali trzej zaborcy, a Irlandczyków - Brytyjczycy. Dlatego pomimo różnic kulturowych, geograficznych, językowych itp. mamy podobną historię nieudanych powstań i walk o niepodległość. I możemy wznieść wspólnie toast za poległych bohaterów.
Ochotnicy IRA podczas Irlandzkiej wojny o niepodległość (źródło: wikipedia)





Bo Święty Patryk jest świetny!

Co zrobił patron Polski? Pojechał na Mazury i dał z siebie zrobić męczennika. Co zrobił św. Patryk? Uciekł z niewoli, a później wrócił i wygnał wszystkie węże z Iralndii. I nawrócił Iralndczyków na chrześcijaństwo. Irlandczyków! Widzieliście kiedyś celtyckiego wojownika z Irlandii?!

Slaine: The Horned God [Pat Mills, Simon Bisley]




Bo przynajmniej raz w roku trzeba obejrzeć Świętych z Bostonu

A jaki dzień byłby na to bardziej odpowiedni?


Bo każda okazja jest dobra

"Dziecko jest dziecko, wypić zawsze można, nie?" ;)


sobota, 15 marca 2014

English Brown Porter | receptura piwa domowego

Brown porter to dobra propozycja dla domowych piwowarów, którzy nie mają możliwości warzenia piwa w dolnej fermentacji. Piwo to smakuje jak porter, ale właściwie jest stoutem, czyli piwem górnej fermentacji. Poza tym, jest lżejsze niż portery.

Słody:
- Pale ale pearl : 3,5 kg
- Brown : 0,5 kg
- Chocolate 400 : 0,4 kg
- Chocolate : 0,1 kg

Zacieranie:
- słody oprócz chocolate wsypane do wody w temp 69 stopni
- utrzymywanie 65-67 stopni C w ciągu 90 minut
- później dosypane słody chocolate i utrzymywanie temperatury jeszcze przez 10 min


Chmielenie:
Gotowane 70 minut:
- po 10 minutach 55 g Fuggles
- po 60 minutach 20 g Fuggles

Ekstrakt po chmieleniu: około 14 stopni Blg.

Fermentacja:
- Burzliwa: 9 dni
- Cicha 7 dni, na koniec ok 4 st BLG

Butelkowanie przy użyciu glukozy: jedna miarka Biowinowa 0,75 na butelkę półlitrową. Jedna miarka 0,5 na but 0,33.

Efekt

Piwko bardzo dobre, smakuje właściwie jak porter bałtycki, ale jest lżejsze i łatwiejsze w produkcji. Chociaż ciężko jest wypić dwie butelki pod rząd.

Piana wysoka, drobnopęcherzykowa. Wolno opada osadzając się na ściankach. Kolor ciemny, czarny, lekko brązowy "na krawędziach".

Zapach mocno kawowy. W smaku również dominują nuty kawowo-czekoladowe. Trochę aromatów palonych. Lekko słodkie. Po kilku łykach wydaje się czuć alkohol, ale to może prostu natężenie aromatów palonych.

czwartek, 13 marca 2014

V.I.P. Original z Biedronki, czyli piwo, które niewątpliwie zabiło dinozaury

V.I.P. Original
Piwo w stylu mocniejszym od Ciebie, filtrowane, pasteryzowane
Producent: Carlsberg Polska na zlecenie Biedronki
Ekstrakt 15,1%, alk. 7,5% obj.
Cena: 1,65 zł (Biedronka)
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, drożdże. Teorie spiskowe wspominają również o: spirytusie, bydlęcej żółci, kropkach zeskrobywanych z dna puszek, jadzie skorpiona ekstrahowanym z popularnego napoju gazowanego oraz płynnym złu w czystej postaci.

Jeżeli nigdy w życiu nie spróbowaliście chociaż raz VIPa z Biedronki to znaczy, że ominęliście przynajmniej 2-3 szczeble szkolnej edukacji. Ja miałem to szczęście, że gdy byłem w liceum, biedronki nie czaiły za każdym rogiem i jeżeli chcieliśmy mocne piwo żeby zryć się tanim kosztem, wybieraliśmy Okocim Mocne lub Złotego Hrada. Na szczęście głupie pomysły konsumpcji VIPa na dalszych szczeblach edukacji również mnie ominęły. W życiu spróbowałem zatem ze 2-3 sztuki. A że byłem w zeszłym roku niegrzeczny, na gwiazdkę od Mikołaja dostałem ciepłego VIPa.

Piwo VIP | Puszka | Biedronka

Wizualnie tragedii nie ma, piwo jest bardzo VIP - wiadomo czerń i złoto muszą być VIP. Amerykańscy raperzy nie mogą się mylić ;) "Piwo dla ludzi z charakterem" też brzmi dumnie. Co do producenta, to jest wyłącznie informacja, że to CO S.A. Warszawa ul. Bokserska 66. Taki produkt premium, a Carlsberg Polska nie chcę się pochwalić, że to oni popełnili :)

Jako, że skłonności masochistyczne są u mnie najwyraźniej na wysokim poziomie, postanowiłem nie zrobić z niego celu dla wiatrówki czy testować na nim umiejętności cięcia kataną, tylko poświęcić się i sprawdzić czy z czasem piwo legenda przypadkiem nie zrobiło się lepsze. Wiadomo, wszystko z czasem schodzi na psy, ale tutaj gorzej być nie mogło. Stąd wniosek, że może być albo tak samo albo i lepiej. Doczytałem jeszcze: "Ludzie się zmieniają, smak piwa pozostaje ten sam". Aha, ok, czyli lepiej nie będzie.

Piwo VIP | Puszka | Biedronka
Moja pamięć najwyraźniej wyparła te traumatyczne wspomnienia, jak źle było naprawdę. Po nalaniu jeszcze nic nie zwiastowało tragedii. Żadnych zmętnień, piana trzyma się nieźle jak na piwo za 1,65 zł. Kolor dość jasny jak na 15tkę.

Powąchałem i... opadło mi wszystko, co mi mogło opaść. Tak alkoholowego aromatu nie powstydziłaby się najtańsza czysta za 20 zł za połówkę. Aromat spirytu przykrywa wszystkie pozostałe wady, mokry karton i metaliczność ledwo udało mi się wyczuć. Każdy kto je pije musi myśleć "To jest mocne piwo!" Jeżeli miałbym podać jedno źródło mitu o dolewaniu spirytusu do piwa, to jest nim VIP.

Gdy przetarłem załzawione oczy i z zatkanym nosem spróbowałem, nie było tak źle. W smaku przypominało odrobinę ruskoje szampanskoje, nawet do przełknięcia. Więc przełknąłem... Szukacie informacji jaką alkohol może dawać goryczkę? Wypijcie VIPa! Czy był tu jakikolwiek chmiel? Może odrobina jest, ale całą gorycz daje tutaj przepotężny alkohol nie kontrowany absolutnie niczym. Czy tak smakuje bycza żółć? Nie obrażajmy byczej żółci.

Ocena: Tylko dla prawdziwych VIPów z charakterem!

VIP utwierdził mnie w przekonaniu, że ani nie mam charakteru, ani nie chcę zostać VIPem. Jeżeli byłoby to jedyne piwo pozostałe po apokalipsie zombie, to pierwszy dałbym się zjeść umarlakom. Narzekacie na poziom innych piw? Chociaż raz w życiu spróbujcie VIPa.

Po wypiciu nasunęła mi się jeszcze jedna refleksja - VIP musiał niewątpliwie wybić wszystkie dinozaury. Ewentualnie dinozaury wybiły się same wiedząc, że stworzona przez nie cywilizacja musi kiedyś dojść do punktu, w którym wynaleziony zostanie VIP.

Trzeba jednak oddać jedno producentowi - dotrzymali obietnicy z puszki. Ja się zmieniłem, a VIP jest tak samo przerażający jak przed laty.

sobota, 8 marca 2014

Tasmanian Red Ale | receptura piwa domowego

Na pierwsze piwo z zacieru poszło Tasmanian Red Ale z zestawu z twojbrowar.pl. Do niego zamówiłem jeszcze po 100g chmieli Waimea, Kohatu i Pacifica. Trochę już się już zdążyło odstać, więc warto byłoby w końcu je opisać.

Zasyp:
- Pale ale 3,8kg
- Słód Czerwony 0,4kg
- Słód Karmelowy 300 0,2kg
- Jęczmień Palony 30g

Zacieranie:
- słody w wodzie podgrzane od 50 do 65 st C
- przerwa maltozowa (65 st C) - 60 min
- dosypany palony jęczmień
- przerwa dekstrynująca (71 - 73 st C) - 15 min
- mashout (80 st C) - 10 min

Po przefiltrowaniu gęstość była na poziomie 14 stopni Blg.

Chmielenie:
Gotowane 80 minut:
- 60 minut do końca 40 g mieszanki Topaz i Waimea
- 25 minut do końca 40 g mieszanki Topaz, Waimea, Kohatu, Pacifica
- 10 minut do końca 40 g mieszanki Waimea, Kohatu, Pacifica
- 5 minut do końca 40g mieszanki Kohatu, Pacifica

Ekstrakt po chmieleniu: około 16 stopni Blg.

Fermentacja:
Start przy 25 stopniach Celsjusza. Później: 19-21 stopnie przez 8 dni burzliwej i 16 dni na cichej. Na cichą poszło jeszcze około 100g mieszanki Topaz, Waimea, Kohatu, Pacifica.

Butelkowanie przy użyciu cukru: pół łyżeczki do herbaty na 0,5l.

Tasmanian Red Ale | domowe piwo
Efekt

Jak na pierwsze piwo z zacieraniem bardzo pozytywny. Niektóre butelki trochę mi się przegazowały, a drobinki chmielu w środku powodują, że zdarza się kilku butelkom "wyjechać". Dziwną rzeczą jest to, że drożdże ruszyły też dość mocno w butelkach tworząc obwódkę na szyjce. Także trzeba umiejętnie i szybko nalewać ;)

Pianą jestem zachwycony, kremowa, drobny pęcherzyk i trzyma się obfitą warstwą do samego końca. Kolor piwa jest może odrobinę za ciemny, ale jest po prostu ciemno-czerwone (na zdjęciu wyszedł stout ;)).

W zapachu dominują owoce z nowozelandzkich chmieli - aromat liczi, śliwki i jagód. Mógłby być jeszcze trochę intensywniejszy. W smaku też jest nieźle. Dominuje owocowa goryczka i lekka paloność z jęczmienia. Wyszło dość zbalansowane, ale pod koniec czuć trochę zbyt dużo wytrawności. Nie wiem co dało taki efekt, ale piwo jest bardzo gładkie i gęstawe w smaku.

Szału może nie ma, ale debiut przy garze uważam za udany. Na pewno będę powtarzał z lekkimi modyfikacjami. Jeżeli chcecie spróbować, to jest jeszcze jedno w depozycie w Piwoszu na Retkinii. Mam też kilka butelek zapasu, więc jak coś - piszcie, podrzucę jeszcze z jedną, dwie.

środa, 5 marca 2014

Renegat z Ursa Maior

Renegat
Piwo w stylu american black ale, górnej fermentacji, niefiltrowane, niepasteryzowane
Producent: Bieszczadzka Wytwórnia Piwa Ursa Maior
Ekstrakt 15%, alk. 6% obj.
Cena: 8,20 zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: woda, słód jęczmienny, słód pszeniczny, chmiele: Chinook, Palisade, Simcoe, Ahtanum, Willamette, Amarillo, Citra, Cascade, drożdże.

Ostatnie przeboje z Kukurydzianej Niedźwiedzicy, doprowadziły do sytuacji, że gdy wchodzę do sklepu, to słyszę: "Jest nowa Ursa. Na pewno chcesz?" I co gorsza ja się muszę poważnie zastanowić, czy na pewno chcę. No ale cóż, ciemne piwa oprócz Truskawkowego Kumaka (znanego szerzej jako pierwsza warka Bombina Blues) jeszcze im względnie się udawały, więc Renegata zaryzykowałem.

Etykieta jak to Ursa - jest bardzo dobrze. Mamy ewidentne nawiązanie do popularnego serialu z lat 90tych, tradycyjnie wszystko przyzwoicie opisane, wizualnie gitarka. Tylko czemu cały czas mam wrażenie, że to finalnie ja płacę za etykietę na wypasionym papierze i specjalnym wykrojniku ciężką kasę ;) Aż takim estetą nie jestem, żeby zyla za każdą etykietę dokładać. Zwłaszcza, że zawartość przeważnie mocno niepewna.


































Piana nie jest zbyt obfita, ale przyzwoicie się trzyma i ładnie oblepia szkło. W kolorze jest bardzo ciemne, ale pod światło widać, że Renegat jest raczej brunatny niż czarny.

Proszę Państwa, w zapachu KUKURYDZY NIE STWIERDZONO! :D Są za to przyjemne żywiczno-owocowe aromaty amerykańskich chmieli i do tego lekka paloność od ciemnych słodów. Aromat nie powala, ale jest miłym zaskoczeniem po czosnku z masłem z ostatniego Megalomana. W smaku już niestety tak różowo nie jest - jeżeli miała to być czarna IPA, to coś znowu nie poszło. Piwo jest słodkawe i wodniste. Brakuje czekolady, paloności, a przede wszystkim goryczki. Cały chmiel pewnie poszedł na aromat.

Ocena: 3,25/5

Kolejny raz szału nie ma. Aromat przyzwoity, wad brak, ale już poza tym mizeria straszna. Jeżeli przymknąć oko na przesadną słodycz, to pije się nieźle, ale jeżeli miała to być konkurencja dla Black Hope czy Śrupa, to Renegatowi zdecydowanie brakuje jaj. Bardziej przypomina chłopczyka na rowerku z doczepianymi kółkami. Jeżeli, zgodnie z zapowiedzią z etykiety, tak smakuje wolność, to zakujcie mnie i wyrzućcie klucze.

Od biedy można wypić, tylko po co? Chyba tylko po to, żeby sprawdzić, że Ursa piwo bez wad potrafi zrobić. Jeżeli już, to lepiej wziąć Deszcz w Cisnej - jedna rzecz, na którą z Ursy kasę wydać warto.

I nie wiem czemu, pewnie to przez ten motyw motocyklowy, ale dostrzegam pewną analogię do Ride to Hell: Retribution ;) Nie jest aż tak złe... ale jakoś tak nie mogę się pozbyć skojarzeń.

wtorek, 4 marca 2014

Double Dealer z Revelation Cat

Double Dealer
Piwo w stylu double IPA, górnej fermentacji, pasteryzowane.
Producent: Revelation Cat (Ramsgate Brewery)
Ekstraktu nie podano, alk. 8% obj.
Cena: 16,50 zł (piwosz-sklep.pl)
Skład: organiczna woda (jak k*** woda może być organiczna, że co, z węglem jest?!), słody jęczmienne z górnej półki, najświeższe chmiele uprawiane specjalnie dla nich i drożdże zwane Mario (a podobno Dr Brew ma niewyżytego copywritera)

Po dość długiej przerwie, drugie podejście do Revelation Cat'a. Tym razem zdradliwe podwójne IPA od Alexa Liberatiego, chmielone oczywiście na amerykańską modłę. Czemu zdradliwe? Po pierwsze ilość alkoholu jak zwykle przy Revelation Cat solidna. Chociaż porównując z ich innymi piwami można powiedzieć, że tym razem jest w miarę lekko. Druga sprawa, że piwo zostało nazwane na cześć Transformera, który ubijał interesy zarówno z Autobotami jak i Decepticonami. I nikt oczywiście nie mógł mu ufać, bo sprzedawał się temu, kto płacił najwięcej. Stąd Doubledealer.

Nie ukrywam, że etykiety Revelation Cat należą do moich ulubionych na rynku. Nawiązania do 8-bitowców (które i u nas na blogu można znaleźć), logo jawnie zerżnięte z Nintendo (to czerwone, nie kot - ten jest ewidentnie zerżnięty z Kota z Cheshire z American McGee's Alice) czy oznaczenia parametrów piwa za pomocną rozpixelizowanych ikonek są absolutnie świetne. I wielki robot wysadzający wszystko dookoła - czego chcieć więcej od etykiety piwa :)


Po przelaniu do szkła formuje się dość skąpa, ale drobna i mocno trzymająca się piana. Na dnie szklanki pojawia się za to piękna obręcz plazmowa, nawiązująca do laserów i wybuchów z etykiety ;) Nie wpływa ona negatywnie na stabilność piany.

Pachnie średnio intensywnie, ale to moja wina, piwo stało kilka miesięcy w lodówce (tak wiem, było nawet napisane na etykiecie, żebym pił jak najszybciej). Natomiast nie mogę powiedzieć, nadal czuć wyraźnie cytrusy, owoce tropikalne i żywicę, także przechowuje się nieźle. I smakuje świetnie! Cudownie grapefruitowe, lekko ziołowe, dość wytrawne. Goryczka pomimo mocy, nie jest zalegająca. Nie jest to piwo, które wypija się jednym łykiem - i bardzo dobrze, to w końcu tylko 0,33l. Sączy się je znakomicie, chętnie otworzyłbym jeszcze drugie, gdybym miał pod ręką.

Ocena: 4,75/5

Double Dealer to jedno z najlepszych mocnych IPA jakie piłem w życiu. Nie mogłem się nim co prawda rozkoszować w 100%, bo trochę za długo czekało na wypicie. Spokojnie jednak zakładam, że jeżeli znajdziecie gdzieś w świeżej dostawie, to będzie zniewalające. Tanio może nie jest, ale usługi Doubledealera nigdy nie były tanie, jak każdego dobrego najemnika. A warto go wynająć. Zdecydowanie polecam, Optimus Prime.

sobota, 1 marca 2014

Jak odmierzyć glukozę i cukier bez wagi

Jak wiadomo, przy procesie domowej produkcji piwa jest etap, w którym musimy odmierzyć określoną ilość cukru lub glukozy - aby odpowiednio nagazować piwo. Dodanie zbyt małej ilości cukrów powoduje małe nagazowanie piwa i brak piany. Z kolei, jeżeli przesadzimy, to piwo będzie się nadmiernie pienić, a nawet w ekstremalnych wypadkach butelki mogą powybuchać.

Zazwyczaj na butelkę piwa dodajemy około 3-4 gramy cukru lub glukozy. Jeżeli nie dysponujemy wagą, to odmierzenie takich wartości będzie dosyć utrudnione, o czym przekonałem się w kilku pierwszych warkach (piwo wyszło niedogazowane). Na szczęście udało mi się ostatnio nabyć wagę, w związku z tym podzielę się swoimi obliczeniami ;]

Najpierw miarka do cukru marki Biowin. Odmierzenie cukru jest akurat proste, bo poszczególne pojemniczki odpowiadają około 2, 4 i 6 gram cukru. Poniżej pomiar 10 średnich miarek (oznaczonych jako 0,5), czyli jedna miarka to niecałe 4 gramy:


Z glukozą jest trochę inaczej, bo ma inny niż cukier ciężar właściwy. Poniżej odmierzone 10 największych miarek (0,75). Jak widać jedna miarka to około 3,4 grama (miarka luźno zaczerpnięta, bez ubijania).


Jeżeli nie dysponujemy miarką Biowinu, to mamy większy problem. Teoretycznie można glukozę i cukier mierzyć łyżkami, ale tu dużo zależy od tego, czy na łyżce jest górka, czy nie i jaki jest kształt oraz wielkość łyżki. Postanowiłem skorzystać z najbardziej uniwersalnego "pojemnika", czyli kieliszka 40 ml ;]

Najpierw próba kontrolna, jak widać, w kieliszku mieści się około 40 ml wody (nie jest nalane do pełna):



W tej objętości cukier waży około 38 gram:


A glukoza 17 gram:


 
Blog jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. Czy masz skończone 18 lat?

TAK NIE
Oceń blog