W tym roku dłuższy wyjazd majówkowy (poza Świętem Pracy przy betoniarce Jaca) nie doszedł do skutku, można było więc pojawić się w Piwotece Narodowej na trzecich już urodzinach lokalu. Lista goszczących na kranach piw zapowiadała się masakrująca: oprócz urodzinowego B-Day'a 2.0 (double chocolate milk stouta) na urodziny zjechali tacy mocarze jak Mr Hard z Pracowni Piwa (barley wine), Samiec Alfa z Artezana (RIS) czy władca Olimpu, Zeus we własnej osobie (jakże inaczej - imperial IPA). Także już przed urodzinami wiedzieliśmy, że nie będzie lekko. Zrobiwszy zatem solidnym podkład w postaci Cheese'a z Jerry's Burger (nigdy cholera nie mogę tam załapać stolika, ale burgery mają na klasie), przedzierając się przez okopy i zasieki na ulicy 6ego Sierpnia, grubo po 19tej dotarłem na miejsce.
Kolejka do baru była masakryczna, bo wszyscy oczywiście chcieli się napić podłączonej dopiero co premiery. O mały włos bym się przejęzyczył i wziął Skalaka 10tkę, ale pompowany z nowiuśkiej pompy B-Day 2.0 przypomniał mi na szczęście po co przyszedłem. Poczekałem grzecznie na swoją kolej i akurat zdążyłem odebrać wyczekane szkło z urodzinowym specjałem, gdy zza baru wyjechały torty urodzinowe.
Po tradycyjnym, nieco już niemrawym "sto lat" (dobrze, że tak późno przyjechałem) i obfotografowaniu wszystkiego i wszystkich przez masy fotoreporterów (podobno były też zakamuflowane ekipy Wyborczej, Faktu oraz Miesięcznika Działkowca), każdy mógł sprawdzić, czy torty zostały dobrze zfoodpairowane z urodzinową piwną premierą. Pasowały jak ulał. Poza tym jak nie lubię tortów, to ten wyjątkowo mi podszedł. Najwyraźniej podobnie jak innym gościom, bo po 20 minutach można było już w zasadzie tylko wylizać łopatkę do nakładania (i też nie wiem, czy ktoś już się do niej nie dorwał w tym czasie).
Posilony podkładem mięsnym i deserowym, wraz z ekipą Piwnej Zwrotnicy oraz lokalnymi posiłkami z Łodzi, rozpoczęliśmy degustację specjałów podłączonych na kranach (i pompach).
Przewrót Mleczny B-Day 2.0
W zeszłym roku (to było dopiero rok temu?), urodzinowe piwo AleBrowaru, Pinty i Piwoteki Narodowej było w stylu mniej pasujący do tortu, czyli Weizen IPA. W tym roku otrzymaliśmy double chocolate milk stout, leżakowany z dodatkiem 100kg ziaren ekwadorskiego kakaowca. Powstała również okolicznościowa czekolada wyprodukowana przez Manufakturę Czekolady z użyciem tego samego ziarna kakaowca (nie tego z cichej, tylko z tego samego Ekwadoru).
Sam B-Day 2.0 serwowany był zarówno z pompy jak i kranu. Innych rzeczy do spróbowania było co nie miara, zdecydowałem się zatem wyłącznie wersję pompowaną. I jeżeli macie taką możliwość, bierzcie B-Day'a 2.0 właśnie z pompy - pianę można jeść łyżką, a piwo jest niesamowicie kremowe. Pije się bardzo przyjemnie, a jak na double milk stout nie jest wcale ani za słodkie ani zapychające. Brakuje w nim bardziej zdecydowanej czekoladowości, zarówno w zapachu jak i smaku. Można by powiedzieć, że to taka Sweet Cow na sterydach.
Zeus Imperial IPA z Browaru Olimp
Po pochodzie mniej znacznych bogów i herosów, dostajemy w końcu pana na Olimpie - Zeusa. Nie mogło być inaczej, skoro jego brat Hades został RISem, to Zeus mógł być tylko w jedynym słusznym "jasnym" stylu - Imperial India Pale Ale. Jak to przystało na miotającego piorunami podrywacza z grackiej mitologii, samo piwo jest raczej wagi ciężkiej (chociaż nie aż tak ciężkiej jak Hades). Fajnie, że w końcu Olimp wypuścił firmowe szło, można było podziwiać majestat króla bogów w obrandownym shakerze. Piana na piwie trzyma się jak na solidnie wzburzonym przez Posejdona morzu. W zapachu jak na IIPA trochę biednie, ale są owoce tropikalne i nieco żywicy, a i wad żadnych nie wyczułem. W smaku jest już lepiej, podbudowa słodowa nieźle skontrowana żywiczno-cytrusową goryczką (z jak by inaczej... chmielu Zeus). Pije się dobrze, nie zapycha, jak na imperial IPA wszystko na miejscu, natomiast szału specjalnego nie ma.
Odkąd browar Artezan zaczął lać praktycznie wszystko do kegów (oprócz sporadycznych butelek dla wybrańców), piwa spod znaku kolorowego jeża ciężko mi złapać w Łodzi. Warszawa wypija ostatnio lwią część ich wypustów, dlatego cieszy, gdy do Łodzi jakieś niedobitki dotrą. Kilka miesięcy temu, leżakował sobie w Artezanie RIS w beczce po burbonie. Niestety zepsuł się i poszedł do kanału. Tym razem, najwidoczniej żeby zminimalizować możliwość zakażenia, zamiast RISa do beczki, dodano beczkę do RISa (w postaci płatków z beczki po burbonie). Nadało mu to aromatów waniliowych, ale burbon jest tutaj praktycznie niewyczuwalny. Piwo jest niesamowicie gładkie i ułożone. Dominuje czekolada, przez waniliowe zapachy sprawiająca wrażenie mlecznej. Samiec Alfa rozgrzewa, ale alkohol jest bardzo dobrze schowane. Nie można powiedzieć, że jest mocno pijalne, bo moc smaków z 24,3% ekstraktu robi swoje. Całość jest smaczna i zdecydowanie warto go spróbować. Tylko nazwa, jak na takie ułożone i harmonijne piwo, ma się nijak. Bardziej przypomina mi ono wielkiego i potężnego, lecz łagodnego psa, który może co najwyżej zalizać na śmierć ;)
Oprócz tego, obrodziło innymi nowościami. Premiery z Ninkasi już piłem, więc chociaż to odpadło. Dobrze, że oprócz mocnego uderzenia (skusiłem się jeszcze na małego Hadesa z butelki i łyka Mr Harda od Piwnej Zwrotnicy), można było przepić również czymś lżejszym np. Jurajskim z Ostropestem czy nieocenionym w takich sytuacjach Smoked Cracow z Pracowni Piwa. Nie bez znaczenia dla ogólnego samopoczucia były również serwowane na miejscu tradycyjne piwotekowe tosty z salami ;)
I tak posilony dobrym piwem, urodzinowym nastrojem oraz tostem z salami, postanowiłem nie powtarzać błędu z urodzin Dziadka Mroza i o przyzwoitej godzinie oddaliłem się w bezpiecznym kierunku osiedla mieszkaniowego Dąbrowa, dzięki czemu tekst miał szansę powstać dzisiaj. I o dziwo, pomimo niedawnego zakupu Rayman Legends i niesłabnącej ostatnio fascynacji trybem Ultimate Team w Fifie, nawet się udało.
0 komentarze:
Prześlij komentarz